piątek, 10 maja 2013

Rozdział 5


Piękna czarna limuzyna stojąca przed budynkiem zwróciła nie tylko moją uwagę. Wokół samochodu stała już grupka tak zwanych gapiów. Sama byłam ciekawa kto przyjechał tą limuzyną. Nie długo musiałam czekać by się przekonać. Od strony kierowcy wyszedł mężczyzna w czarnym garniturze, który ruszył w naszą stronę. Na pewno w naszą ? Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje, więc szybko w to zwątpiłam.
- Witam Panno Kortez, nazywam się Martín Casa. Zapraszam, Pan Tomasz już czeka. Witaj Jarek, jak podróż ? - spojrzałam zaskoczona na mojego partnera poznanego podczas lotu. Uśmiechnął się zawadiacko. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Byłam zmęczona po 3 godzinnej podróży, mimo tego że spałam, a teraz jeszcze szofer z ogromnej limuzyny zna moje nazwisko i zna mojego wujka. Co najgorsze, zna Jarka. Nie wiedziałam czy się cieszyć, czy złościć na Jarka. Chciałam to sobie jak najszybciej wytłumaczyć.
Na oczach tych wszystkich ludzi wsiedliśmy do samochodu. Biała skóra pokrywająca siedzenia, mini barek i siedzący obok mnie przystojniak. To było za dużo jak na jeden raz. Siedziałam taka otępiała przez dobre 20 minut. Nawet nie wiem czy Jarek coś do mnie mówił, mimo tego że siedział obok mnie.
- Agnieszka, ty mnie słuchasz w ogóle ? - otrząsnęłam się dopiero, gdy przystojniak dał mi lekkiego kuksańca w bok.
- Wiedziałeś kim jestem ?
- O czym ty mówisz ? - obrócił się w moją stronę by móc na mnie spojrzeć.
- Ohh już nie udawaj, dobrze wiesz o czym mówię.  - przewróciłam oczami, gdy tylko znów zobaczyłam jego zadziorny uśmiech.
- Wiedziałem, ale czy to ważne ?
- Dla mnie to ważne. - naszą "rozmowę" przerwał szofer, otwierając moje drzwi.
- Pogadamy później - szepnęłam w jego stronę.
Wychodząc z samochodu ujrzałam ogromną dwupiętrową willę z czarnymi dachówkami, chodnikiem z piaskowej kostki, zielonym idealnie wystrzyżonym trawnikiem, dwoma balkonami i wielkim tarasem. Cały ten ogrom wszystkiego mnie przytłoczył, mimo pięknego kolorowego ogrodu. Obróciłam się powoli wokół własnej osi i zobaczyłam Jarka rozmawiającego z Martínezem. Wyglądali jakby znali się od lat. Martínez zaś nie wyglądał na młodego, oczywiście nie można powiedzieć, że był stary, miał może z 35 lat i był nawet atrakcyjnym mężczyzną.
W jednej sekundzie stałam przyglądając się mężczyznom, a chwile później poczułam ręce na talii i już byłam odwracana w drugą stronę. Przede mną stał Tomek, rzuciłam się mu na szyję ciesząc się, że w końcu go widzę. Był ubrany w ołówkowy garnitur, białą koszulę w pionowe paski i identycznego koloru jak garnitur krawat. Obok niego stała wysoka blondynka, o niebieskich oczach tak samo elegancko ubrana, a na rękach trzymała malutką dziewczynkę, która uśmiechała się do mnie promiennie.
- Cześć Aguś, tyle czasu cię nie widziałem - przytulił mnie do siebie z całej siły - To jest Luz, a to nasza piękna córeczka Isabel. Jak ci się podoba Barcelona ? - przedstawił mnie swojej rodzinie i zabrał do domu. Szybko jeszcze spojrzałam na Jarka, który odkąd go poznałam ciągle się uśmiechał. To było irytujące, ale i urocze.
- Miło mi Cię poznać - powiedziałam po polsku do Luz, lecz ta tylko się uśmiechnęła.
- Luz nie zna polskiego, będziesz mogła poćwiczyć hiszpański - Tomek jak zawsze zakręcony pokazał mi język. Szybko przypomniałam sobie jak powiedzieć to zdanie po hiszpańsku. Trochę się bałam, że jej nie zrozumiem. Na szczęście chyba była poinformowana, że mogę mieć problemy ze zrozumieniem jej jak będzie mówić szybko.
- Chodź, pokażę ci twój pokój - powiedziała najwolniej jak się dało. Na szczęście zrozumiałam ją bardzo dobrze. Chwyciłam swoje rzeczy i weszłam po schodach za Luz. Dom od wewnątrz był tak samo zadziwiający jak od zewnątrz. Jeszcze nigdy nie byłam w tak przepięknym mieszkaniu, o ile można to było nazwać mieszkaniem.
Razem z Luz minęłyśmy już kilka pokoi, ale ona nadal się nie zatrzymywała. Stanęła dopiero przy ostatnich drzwiach na korytarzu. Otworzyła drzwi i wpuściła mnie jako pierwszą. W tym domu już chyba nic nie mogło mnie zaskoczyć. A jednak ! Pokój był tak duży jak 2 pokoje w moim mieszkaniu. Ściany były bardzo jasne przez co pokój wydawał się jeszcze większy. Wisiały na nich przeróżnej wielkości okrągłe lusterka, a na przeciwko drzwi były ogromne okna z widokiem na miasto  W rogu stało okrągłe łóżko z pościelą w kolorowe kółka i było na nim pełno poduszek. Lecz moją uwagę zwróciły jeszcze kolejne drzwi.
- Co tam jest ? - zapytałam, lecz Luz odpowiedziała tylko żebym zajrzała.
Otworzyłam pierwsze i zobaczyłam łazienkę. Mam własną łazienkę ! Krzyczałam ze szczęścia w duchu i byłam gotowa otworzyć kolejne. A tam była garderoba, cała wypełniona najmodniejszymi ubraniami i tysiącem butów na obcasie.
- I po co brałam moje ciuchy ? - pomyślałam
- To ja cię zostawię. Wykąp się, a potem zejdź na obiad bo pewnie jesteś głodna. - No i zostawiła mnie w tym przecudownym pokoju. Wciągnęłam sobie czyste ubrania ze swojego bagaż, kosmetyczkę i poszłam wziąć długą i relaksującą kąpiel.

***

Usłyszałam pukanie do drzwi, gdy właśnie wychodziłam z wanny. Owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam w stronę drzwi. Przede mną stanął Jarek. Nie wiedziałam do końca czy chce z nim rozmawiać, ale wpuściłam go do środka.
- Daj mi chwile tylko się ubiorę - rzuciłam od niechcenia.
Ubrałam czarne krótkie spodenki i biały t-shirt, a na nogi wsunęłam japonki. Wróciłam do pokoju, a Jarek siedział ubrany w czarny garnitur, identyczny jak ten, który nosi szofer. Wcześniej tego nie zauważyłam.
- Pracujesz dla mojego wujka ? - zapytałam stojąc na przeciwko niego z założonymi rękoma.
- O tym chciałem porozmawiać - szybko wstał i zrobił krok w moją stronę.
- Odpowiedz. - cofnęłam się. Wcześniej czułam się przy nim bezpieczna, a teraz jakaś taka oszukana. Nawet zaczął mi się podobać.
- Tak, moim zadaniem jest pilnowanie Ciebie.
- Co ?! Od samego początku mnie oszukiwałeś ? - Nie mogłam uwierzyć w to co mi powiedział.
- Musiałem, nie mogłaś się dowiedzieć. - Przystojniak już się nie uśmiechał, tylko stał z opuszczoną głową.
- Wyjdź - powiedziałam dość ostro.
- Jak sobie Pani życzy, Pani Kortez. Ale Pani Luz, kazała mi Panią zawołać na obiad. - powiedział dość oficjalnie co bardzo mnie zaskoczyło. Kazałam mu wyjść, ale ten stał przy drzwiach, żeby mnie przepuścić. Spojrzałam jeszcze raz na niego i przeszłam obok niego bez słów.

1 komentarz:

  1. Własna ochrona? ;o I to taka przystojna ochrona :D Willa, szofer. Nieźle sie temu Tomkowi powodzi. Jestem coraz bardziej zaintrygowana co wydarzy się dalej. A moje przypuszczenia co do limuzyny się nie sprawdziły ;p

    OdpowiedzUsuń